czwartek, 2 stycznia 2014

Witam w Nowym Roku



Jak widać, na moim biurku już zagościł nowy kalendarz... z nowym przesłaniem. Z zasady nie robię noworocznych postanowień, nie poddaję też analizie roku, który się kończy. Co ma być, to będzie. Kupując jednak ten kalendarz chciałam uczynić jedno malutkie postanowienie - więcej się uśmiechać, nawet jeśli o to ciężko.
Sylwestrowy wieczór był dla mnie czasem relaksu. Spędziliśmy go w domu, a naszym towarzystwem był telewizor i lampka szampana. Byliśmy zmęczeni gonitwą dnia codziennego, załatwianiem różnych spraw i formalności. Jestem więc odprężona i zadowolona. 
Ale do rzeczy. W Nowy Rok miałam okazję przetestować maseczkę bankietową Dermika Express Lifting Banquet Mask. 



Maseczkę kupiłam jakieś dwa miesiące temu. Przyznaję, że całkiem o niej zapomniałam. Przez cały czas leżała spokojnie w szufladzie mojej toaletki. Po nałożeniu preparatu trzeba odczekać 5 - 10 minut aż do całkowitego wchłonięcia. Ewentualne resztki należy usunąć ręcznikiem papierowym. Wypróbowałam i ... jestem zachwycona efektem. Jest tak jak obiecuje producent:-)Buzia jest rozświetlona, lekko napięta ale bez efektu ściągniętej skóry.



Ponadto, na dłuuuugo matuje cerę, a makijaż trzyma się wyśmienicie. Zawiera maleńkie złote drobinki, ale nie rzucają się w oczy. Jest bardzo wydajna, jedna saszetka może spokojnie wystarczyć na dwa użycia. Można ją stosować codziennie jako bazę pod makijaż. Jednak ze względu na obecność parabenów, nie zdecyduję się na co codzienne używanie. Od lat jestem wierna bazie z Chanel. Podsumowując - maseczkę Dermika Express Lifting Banquet Mask zaliczam w poczet moich ulubieńców i będę ją stosować na wieczorne wyjścia lub jako S.O.S po makijaż na wypadek gdybym musiała iść do pracy po zarwanej nocy.

Drugim produktem, którego recenzją pragnę się z Wami podzielić jest serum z olejkiem arganowym do włosów firmy BIOELIXIRE.



Ostatnio mam problem z przesuszonymi i naelektryzowanymi włosami. Zupełnie nie wiem co jest tego przyczyną. Nie winię za to zimy, bo nigdy (o dziwo!) nie miałam kłopotów z włosami o tej porze roku. Moja fryzura, nie ma szans, żeby przetrwać nawet godzinę, pomimo że cierpliwie utrwalam ją pianką a potem lakierem. Poszukując specyfiku, który nawilżyłby moje kosmyki, postanowiłam spróbować BIOELIXIRE ARGAN OIL, tym bardziej, że w ostatnim czasie na blogach o kosmetykach i pielęgnacji olejki do włosów są bardzo popularne. 


Estetyczne opakowanie zawiera 20 ml. oleistego serum. Zapach przypomina mi perfumy Vanille Noire z Yves Rocher'a. Bardzo miłe, tym bardziej, że należą do grona moich ulubieńców. Produkt można stosować zarówno na wilgotne jak też na suche włosy, ze szczególnym uwzględnieniem końcówek. 
Po trzykrotnym zastosowaniu na mokre, potem suche włosy, jestem baaardzo rozczarowana. Naiwnie liczyłam, na okiełznanie moich niesfornych kosmyków. Niestety, jak się elektryzowały, tak nadal się elektryzują. Nie zauważyłam żadnego efektu nawilżenia, wprost przeciwnie - włosy są wysuszone jeszcze bardziej. Dopiero potem czytając skład zauważyłam, że zawiera silikon, to wszystko wyjaśnia. Kolejnym minusem jest mała wydajność. Moje włosy są długie, więc jedna mała kropla nie wystarczy. Muszę zastosować znacznie większą ilość serum, co sprawia, że na drugi dzień moja czupryna jest tłusta. Mimo, wszystko BIOELIXIRE ARGAN OIL dam jeszcze jedną szansę. Na szczęście produkt nie jest drogi. W Hebe kupiłam go za niecałe 10 złotych. Jeśli nadal nie będzie takiego efektu jaki chcę osiągnąć, wrócę do mojej maski nawilżającej Gliss Kur, lub maski mlecznej Mila.

Trzymajcie się ciepło,

Iza:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz