poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ulubieńcy grudnia

Lubię czytać na blogach posty o ulubieńcach. Tego typu wpisy są chyba dla mnie największym źródłem kosmetycznej inspiracji. Sama też lubię pisać o swoich perełkach i polecać je innym. Jednak na moim blogu ulubieńcy nie pojawiają się regularnie. Dlaczego? Ponieważ nie zawsze jestem w stanie w danym miesiącu stwierdzić, czy ten czy inny produkt u mnie się sprawdza. Nie ma sensu pisać o tym na siłę. Wolę poczekać kilka miesięcy i dopiero przedstawić post zbiorczy.
W danej chwili lista ta jest dosyć długa i pragnę Wam polecić kilka fajnych produktów, które w ostatnim czasie bardzo polubiłam.



Energizujący Żel do mycia twarzy AA z kwasem hialuronowym. Przeznaczony jest do cery wrażliwej i skłonnej do alergii. Jest to żel, który robi cuda ma mojej twarzy. Skóra jest gładka, promienna i przyzwoicie nawilżona. Jest to moje drugie opakowanie i z pewnością nie ostatnie. Jedyne, na co narzekam to trudna jego dostępność. Rzadko mogę go dostać w płockich drogeriach. 


Tonik zwężający pory z serii oczyszczającej Ziaja Liście Manuka. Tej serii nie muszę nikomu przedstawiać. Chyba te produkty pojawiły się na każdym blogu związanym z kosmetyką, przynajmniej na większości. Może zacznę od tego, że zdania na ich temat są podzielone. Sama wykończyłam niedawno żel do twarzy. Na początku byłam zadowolona, jednak po pewnym czasie, moja cera zrobiła się szara, wyglądała na zmęczoną i pojawiły się małe wypryski. Jednak ten tonik to przeciwieństwo żelu. Ładnie tonizuje twarz, ściąga pory i zmniejsza ich widoczność. Cera jest też nawilżona i zauważyłam poprawę kolorytu. Plusem jest też to, że zawiera kwas migdałowy i glikolowy. Moja cera lubi kwasy i dobrze je znosi. 


Krem mikrozłuszczający na noc z kwasem migdałowym również z Ziaji. Jest to moje drugie opakowanie tego kremu. Bardzo fajny, łagodny krem. Delikatnie złuszcza ale nie podrażnia mi cery. Poprawia też koloryt. W połączeniu z tonikiem stanowi duet idealny.


Kryjący podkład Pierre Rene Skin Balance. Ktoś kiedyś powiedział, że jest to photoshop w płynie. Rzeczywiście kryje bardzo dobrze. Świetnie współgra ze skórą i daje ładne wykończenie makijażu. Bardzo dobrze się rozprowadza, dlatego wystarczy niewielka jego ilość. Bardzo trwały. Plusem jest duża paleta odcieni. Ja mam nr 20, idealny do mojej jasnej karnacji. 




Mascara Rimmel Extra Super Lash. Z tą marką u mnie jest tak, że bardzo lubię ich tusze i pomadki, natomiast nie znoszę podkładów. Ten tusz bardzo ładnie podkręca i wydłuża mi rzęsy, nie skleja ich. Ma głęboki czarny kolor. Nie kruszy się i nie osypuje.Ma świetnie wyprofilowaną i wygodną szczoteczkę.


Płyn do demakijażu oczu Ziaja. Kolejny udany kosmetyk z tej firmy. Mam bardzo wrażliwe oczy i muszę uważać na to co wybieram do zmywania cieni i tuszu. Opakowań tego płynu zużyłam w ilościach hurtowych. Nie podrażnia, a wręcz łagodzi podrażnienia. Nawilża okolice oczu, gdzie nasza skóra jest szczególnie cienka i wrażliwa.


Antyperspirant Rexona Ultra Dry. Zdziwicie się pewnie, że w ogóle piszę o antyperspirancie. Rexona zawsze była moim ulubionym. Według mnie jest to najlepsza firma, wśród dostępnych na rynku. Bardzo trwały dezodorant, nie przepuszcza potu i nie zostawia białych śladów, a tego nie lubię. Plusem jest ładny, nienachalny zapach.


Amincer Argan Gold - Eliksir Młodości. Ten krem poleciła mi pani w mojej ulubionej zielarni. Szukałam dobrego kremu nawilżającego na dzień, który jednocześnie sprawi, że nie będę za godzinę się świeciła. Formuła kremu wykorzystuje siłę oleju arganowego, aby chronić naskórek przed utrata wilgoci. Zawiera też kompleks olejów Jojoba, Avocado i olej Abisyński. Zapewnia idealną pielęgnację. Krem bardzo dobrze się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy. W środku opakowania znajduje się specjalny dozownik. Jest to dobry pomysł. Nie trzeba się martwić, że krem się wyleje w jakiejś awaryjnej sytuacji. Ma bardzo przyjemny, słodki zapach. Twarz przez cały dzień jest dobrze nawilżona a po pewnym czasie zauważyłam, że ładnie wygładza płytkie zmarszczki. Jest idealny na jesień i zimę. Wydaje mi się, że na lato jest trochę zbyt ciężki.

Udanego tygodnia:-)

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Dwa godne polecenia produkty katalogowe

Z kosmetykami pochodzącymi ze sprzedaży piramidalnej (lub katalogowej, jak kto woli) aktualnie rzadko mam styczność. W czasach liceum miałam w klasie kilka konsultantek Avon i Oriflame. Wtedy panował  na nie prawdziwy szał. Perfumy Little Black Dress, do których miałam słabość wydawały się dla nastoletnich wówczas dziewczyn prawdziwym luksusem:-) Uważałam, że wydanie 50 złotych na wodę perfumowaną to bardzo dużo kwota. Dziś, dysponując znacznie większą ilością gotówki mogę sobie pozwolić na dużo droższe marki. Siłą rzeczy produkty katalogowe poszły w odstawkę. A może po prostu z nich "wyrosłam"? Sama nie wiem. Na chwilę obecną, po długoletniej nieobecności tych kosmetyków w mojej toaletce, skusiłam się na dwa produkty, z których jestem całkiem zadowolona. 


Jest to nawilżające masło (a raczej krem, sądząc po konsystencji) do ciała z serii Today, Tomorrow, Always oraz karmelowy balsam do ust Oriflame Tender Care. 



Składu tego masła nie mogłam się nigdzie doszukać. Ma bardzo intensywny zapach perfum Today. Dla mnie zbyt mocny. Zdaję sobie sprawę, że został on stworzony z myślą o przedłużeniu zapachu wody perfumowanej. Jestem miło zaskoczona poziomem nawilżenia, który zapewnia mojej suchej skórze. Jest gładka, miękka i miła w dotyku. Jest też wyraźnie odżywiona. W sumie masło zawiera wszystko to, co jest potrzebne dla mojego ciała. Zakup bardzo udany i niedrogi. Kosztował równo 10 złotych.



 Oriflame Tender Care, tak do końca nie jest balsamem do ust, chociaż ma konsystencję wazeliny. Jest to krem "do wszystkiego", jak to zachwalała go koleżanka. Wyznaję zasadę, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Może być stosowany na suche łokcie, na skórki, do dłoni i twarzy. Na moich dłoniach i skórkach się nie sprawdził. Jeżeli chodzi o twarz, wolałam nie ryzykować. Jednak na moich suchych i spierzchniętych ustach sprawdził się idealnie. Używam go na noc, i obowiązkowo przed bieganiem. Ma śliczny karmelowy zapach. Szczerze mówiąc, to on był przyczyną kupna. Kolejny dobry produkt za grosze. Cena wynosiła coś około 7 złotych. 
Może nie warto w 100% uprzedzać się do produktów katalogowych? Nie ulega jednak wątpliwości, że jest wiele lepszych marek.

Udanego, świątecznego tygodnia:-)


sobota, 20 grudnia 2014

Stary, dobry Falvit


Nie jestem zwolenniczką suplementów diety. Na rynku farmaceutycznym pojawiło się ich tyle, że trudno mieć zaufanie do producentów tych specyfików. Z powodu natrętnych reklam przestałam słuchać komercyjnych stacji radiowych. Znam także smutną historię pewnej osoby, która brała wiele rodzajów tych suplementów. Skończyło się na poważnym uszkodzeniu wątroby. Wyjątkiem natomiast jest Falvit, który na rynku istnieje już od wielu lat. Zawiera cenne witaminy z grupy A, witaminę B, C, E, magnez oraz kwas foliowy. Został stworzony z myślą o kobietach. Ten preparat stosuję co roku w okresie jesienno - zimowym. Dzięki temu, że przestrzegam wskazań lekarza, co do dawkowania preparatu, nie powoduje on u mnie żadnych skutków ubocznych. Po miesiącu stosowania zauważam u siebie poprawę kondycji skóry i włosów. Wzmacnia również moją odporność na różnego rodzaju infekcje. Łagodzi zespół napięcia przedmiesiączkowego i dolegliwości związane z samą miesiączką. Jest kilka rodzajów Falvitu. Ostatnio pojawił się zestaw witamin przeznaczonych dla kobiet po pięćdziesiątym roku życia. Jest także Falvit dla kobiet w ciąży. Opakowanie zawiera trzydzieści różowych drażetek. Są spore, ale łatwe do połknięcia dzięki powłoczce, która jest słodka, albo nie zawiera cukru. W zależności od preferencji klientki. Polecam Wam Falvit. Jest to jedyny suplement diety, którego nie boję się stosować.

Udanego wieczoru:-)

wtorek, 9 grudnia 2014

Nie mam się w co ubrać:-)

Chyba już wszystkie słyszałyśmy o debiutanckiej książce Karoliny. Nie czytałam jej jeszcze ale słyszałam, że jest całkiem niezła. To tak na marginesie. Zbliżają się Święta, a poprzedzać je będzie wigilijny maraton. Najpierw w pracy, potem wśród znajomych i jeszcze w innych organizacjach. Z związku z tym, postanowiłam uzupełnić moją garderobę i podzielić się z Wami opinią o moich ostatnich nabytkach.
Uwielbiam tuniki i bluzki typu "nietoperz". Oto co udało mi się kupić.

Wieczorowa tunika, kupiona w Makalu.


Makalu to jeden z moich ulubionych butików. Ceny tam są wysokie, jednak ubrania są doskonałej jakości i, co najważniejsze, wyprodukowane w Polsce. Tunikę zamierzam zestawiać ze skórzanymi spodniami i szarymi czółenkami lub długimi czarnymi kozakami. Ma błyszczący wzór, więc biżuteria jest zbyteczna. 

Sweter "nietoperz" kupiony w Carry.


Ta sieciówka ma to do siebie, że można w niej spotkać całkiem fajne rzeczy, jak i kompletny chłam. Z tym sweterkiem jednak miałam szczęście. Trafiłam na niego przypadkiem. Jest prosty i uniwersalny. Bałam się, że nie jest to do końca "mój" kolor, jednak efekt jest bardzo fajny. Zaprzyjaźniliśmy się.

Najlepsze zostawiłam na koniec:-)

Szara tunika z printem w postaci motywu flakonika perfum "Coco Mademoiselle" Chanel. 
Jest to prezent od św. Mikołaja;-)



A Wy? Co ostatnio upolowałyście? Czym obdarował Was Mikuś? Pochwalcie się:-)



niedziela, 7 grudnia 2014

Donna 2011


Witajcie! Ostatnio przekonałam się do świeżych zapachów. Zawsze miałam obiekcje, co do ich trwałości. Na tą wodę perfumowaną miałam ochotę już od dawna. Dosyć miałam Diorów i Chanelów. Nawet moja ukochana Euphoria zaczyna mi się nudzić. Zdecydowałam się na zakup perfum włoskiej marki Trussardi o nazwie "Donna 2011".
Nuty zapachowe są następujące:
- nuta głowy: cytryna, yuzu, nuty owocowe,
- nuta serca: jaśmin, kwiat pomarańczy, lotus,
- baza: drzewo sandałowe, drzewo cedrowe, paczula, wanilia.
W trakcie "trwania" zapachu na mojej skórze najwyraźniej rozwija się kwiat pomarańczy. Bardzo mnie to cieszy bo uwielbiam neroli. Potem, wysuwa się wanilia zmieszana z cytryną. Zapach jest śliczny, świeży ale trwały i intensywny. Ma ogon, co jest jego dodatkowym plusem. Całości dopełnia urocze opakowanie, które ładnie prezentuje się na toaletce.
Perfumy zakupiłam w Dolce.pl. Dla mnie jest to najlepsza perfumeria internetowa.

Do następnego:-)

wtorek, 11 listopada 2014

Maseczki Babuszki Agafii

Czym jest moda? Według definicji z zakresu kulturoznastwa, moda jest zewnętrznym wyrazem naszych zachowań. Sposoby czesania, makijaż, malowanie paznokci, sposoby ubierania się, nakrycia głowy. Ogół tych norm i ich różnorodność nazywana jest właśnie modą. Dlaczego się odnoszę do tej definicji? Dlatego, że w blogosferze też panuje swoisty "ogół norm". Chodzi mi o to, że jakiś rok temu furorę na blogach robiły kosmetyki arabskie. Kajal i perfumy w olejku do których mam słabość, stały się produktami kultowymi. Od kilku miesięcy coraz większą sławą cieszą się kosmetyki rosyjskie. Nie widzę potrzeby, żeby wyrażać swoje zdanie o tym kraju i jego mieszkańcach. Nie byłam w Rosji, więc o mentalności Rosjan wiem tylko z przekazów medialnych. Zatem punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zachęcona pozytywnymi opiniami o kosmetykach syberyjskich zakupiłam dwie maseczki do twarzy.

Pierwszą z nich jest maska głęboko oczyszczająca na bazie wody bławatkowej. 


Zawiera wspomnianą wodę bławatkową, która ma działanie tonizujące i nawilżające. Jej składniki aktywne to niebieska glinka, która dzięki zawartości soli mineralnych i ma działanie przeciwzapalne i oczyszczające, ekstrakt organiczny malwy - dzięki zawartości witamin z grupy A, B, C ma działanie tonizujące i ochronne dla skóry. Zawiera też otręby owsiane, które maja działanie odżywcze i wygładzające. 
Maseczka zamknięta jest w miękkim opakowaniu wyprodukowanym z mocnej folii (nie wiem jak się fachowo nazywa). Jednak jest ono wygodne i poręczne. Zawiera 100 ml produktu. Ma gęstą, kremową konsystencje. Bardzo dobrze się ją nakłada. Maska nie szczypie, nie podrażnia skóry. Oczyszcza bardzo delikatnie. Zasycha na buzi po około 10 minutach. Jej kremowa konsystencja sprawia, że jest dość oporna na zmywanie. Zapach jest specyficzny, ale delikatny i słabo wyczuwalny. Po zmyciu cera jest oczyszczona, promienna. Zauważyłam, że mniej się świeci. Maska bardzo dobrze zbiera nadmiar sebum, z czym nie każdy kosmetyk może sobie w pełni poradzić. Po kilku jej zastosowaniach pory są zwężone i ledwie widoczne. Jest to świetna maseczka. Chyba najlepsza, jaką do tej pory miałam, jeżeli chodzi o moją mieszaną cerę.

Druga to maska - lifting do twarzy, kontrastowa, tonizująca.


Zawiera dziki ślaz, który dzięki zawartości witamin z grupy A i C, ma działanie silnie nawilżające, ekstrakt organiczny białej herbaty i rdest ostro gorzki ma silne działanie napinające i tonizujące skórę. Szczerze mówiąc, na zakup tej maski zdecydowałam się, żeby dodać mojej skórze więcej nawilżenia. Bo nawilża doskonale. Po mikrodermabrazji moja cera ochotę na znaczą porcję nawilżenia. Widzę też, że maseczka delikatnie spłyca drobne zmarszczki. Twarz jest ukojona a podrażnienia są złagodzone. Stosuję ją raz na tydzień. Podobnie jak poprzednia nie podrażnia i nie spowodowała u mnie żadnego wysypu pryszczy. Jej konsystencja też jest gęsta i kremowa. Jeśli chodzi o zapach, to trudno określić jaki jest. Jednym się podoba innym nie. Kwestia gustu. 

Reasumując - jeśli chodzi o modę, staram się wybierać z niej tylko to, co mi odpowiada, w czym się dobrze czuję, co jest dla mnie dobre. Kosmetyki na bazie receptur Babci Agafii charakteryzują się tym, że są w 100 procentach naturale. Nie zawierają żadnych SLSów, PEGów i parabenów. Maseczki kosztowały grosze. Każda kosztuje 6,50 zł. Warto je mieć i mogę je śmiało polecić nawet dla osób z cerą wrażliwą. 
Kupiłam je na stronie Skarby Syberii. Warto czasami skusić się no coś, co jest "trendy".

Do następnego:-)



niedziela, 19 października 2014

Mazidełka

Wraz z nadchodzącą jesienią nieco zmienia się nasza pielęgnacja twarzy i ciała. Wybieramy kosmetyki z bogatszym składem, bardziej treściwe. Będąc ostatnio w Hebe skusiłam się na dwa smarowidła: wygładzające masło do ciała Perfecta Spa o zapachu lodów melba oraz pielęgnacyjny krem do stóp Exclusive Cosmetics.


Masło do ciała kupiłam ze względu na zapach. Melba to nic innego jak deser, składający się z lodów waniliowych, brzoskwiń i polany syropem malinowym. Po raz pierwszy zaserwowano go w Londynie dla śpiewaczki Nellie Melby, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Stąd jego nazwa. Jest to mój ulubiony deser, często przyrządzamy go w domu. 



Rzeczywiście masełko ma ładny brzoskwiniowy zapach. Zawiera olej arganowy, olej Monoi de Tahiti, który chroni przed czynnikami zewnętrznymi, łagodzi podrażnienia i czyni skórę miękką i delikatną. Zawiera także kwas hialuronowy, który intensywnie nawilża. Nie zawiera parabenów. Konsystencja jest lekka i puszysta. Masło ładnie rozprowadza się na skórze. Jest bardzo wydajne i szybko się wchłania. Pozytywnie zaskoczyło mnie długofalowe nawilżenie. Skóra jest wygładzona i delikatna. Właśnie taki efekt lubię. Bardzo się cieszę, że Perfecta wypuściła na rynek serię tych masełek. W asortymencie znajdziemy jeszcze inne, ciekawe wersje zapachowe, np. jagodowa muffinka.




W okresie jesienno-zimowym nie zapominam o pielęgnacji stóp. Warto troszczyć się o nie cały rok niż robić to w ostatniej chwili, kiedy zazwyczaj brakuje nam czasu. O tym kremie mogłabym napisać tylko jednym zdaniem: taki niepozorny, a taki dobry. Kosztuje niecałe pięć złotych jednak działa cuda. Bardzo ładnie wygładza i nawilża skórę stóp. Zmiękcza nawet najbardziej zrogowaciały naskórek. Fantastycznie odświeża stopy i hamuje pocenie się. Poradził sobie również z przesuszonymi i popękanymi piętami. Ma przyjemny miętowy zapach. Po jego użyciu moje stopy są wygładzone a skóra przyjemnie miękka. Doskonale wzmacnia też paznokcie. W przypadku tego kremu kolejny raz sprawdza się zasada, że jak coś jest tanie, nie oznacza, że jest gorsze.

Udanej niedzieli:-)

poniedziałek, 6 października 2014

Opeparol Hydrosense - micel idealny?

Witajcie:-) Dzisiejszy post będzie schematyczny, czyli taki jakie tworzymy przy recenzji kosmetyku. Trochę sceptycznie podchodzę do treści tego wpisu, bo płyn micelarny Opeparol Hydrosense jest tak dobry, że chciałabym wyrazić się o nim w jakiś bardziej dowcipny sposób. Jednak przy solidnej recenzji istnieje konieczność opierania się na suchych faktach. W przypadku tego płynu potwierdza się teoria, że najlepsze rzeczy dostajemy lub kupujemy przez przypadek. Do płynów micelarnych podchodziłam z dystansem. Zraziłam się kilka lat wstecz micelem Be Baeuty z Biedronki. Bardzo zapchał mi pory. Opeparol kupiłam w osiedlowej drogerii. Pani zapewniała mnie, że jest to najlepszy tego typu preparat jaki istnieje na rynku. Mimo moich oporów, uległam. 


Działanie 
Formuła micelarna szybko i dokładnie usuwa makijaż twarzy i oczu. Idealnie oczyszcza skórę i zapobiega podrażnieniu i przesuszaniu naskórka. Po zastosowaniu skóra jest miękka, nawilżona i ukojona. Dzięki łagodnym substancjom oczyszczającym, preparat nie powoduje zaczerwienień i zapewnia skórze uczucie komfortu. Jest testowany dermatologicznie, nie zawiera parabenów, hypoalergiczny i przebadany pod kontrolą okulistyczną. Nie jest testowany na zwierzętach:-)


Moja opinia
Zazwyczaj kiedy sprzedawczyni ze słodkim aż do bólu uśmiechem zapewnia mnie, że coś jest najlepsze, najwspanialsze etc. mam ochotę uciec ze sklepu. Wolę kupić coś w czym się dobrze czuję, lub to co znam. Jednak, mając dobry dzień postanowiłam, że tym razem dam się namówić na ten płyn. Pomyślałam: "Trudno, jak się nie sprawdzi, więcej nie kupię". Mamy tutaj zgrabną plastikową butelkę o pojemności 200 ml. Jest dosyć twarda, dlatego płyn dosyć trudno aplikuje się na wacik. Zamykana jest na "klik". Spodobał mi się delikatny zapach, przypominający wodę kolońską, której kiedyś używał mój tata. Już po pierwszym użyciu zauważyłam, że błyskawicznie usuwa makijaż z twarzy. Nie trzeba pocierać, wystarczy delikatnie omieść buzię wacikiem. Podobnie z oczami. Przykładamy wacik do oka, trzymamy dwadzieścia sekund a pozostałości po tuszu i cieniach znikają bez śladu. Zauważyłam też, że płyn nie zostawia lepkiej warstwy na twarzy, nie ściąga skóry, nie wysusza, natomiast wyśmienicie koi i wycisza cerę. Mimo substancji zapachowych nie podrażnił mi skóry. Nie mam rozeznania w płynach micelarnych ale jest to jeden z najlepszych kosmetyków do demakijażu, jaki kiedykolwiek miałam. Śmiało mogę postawić go na jednej półce z moim ulubionym miodem lawendowym Syis ( klik), który również gorąco polecam. Jedyny mankament stanowi cena. Nie wiem ile kosztuje w drogeriach sieciowych (wliczając marżę), ale jak w małej lokalnej drogerii zapłaciłam ponad dwadzieścia złotych. To dość drogo jak na preparat do demakijażu twarzy.

Do następnego wpisu:-)
Udanego wieczoru:-)


niedziela, 21 września 2014

Muzycznie, czyli moje ulubione piosenki

Kiedy po dniu pracy mam chwilę czasu dla siebie lubię relaksować się przy dobrej muzyce. Generalnie lubię każdy jej rodzaj ze szczególnym uwzględnieniem rocka, muzyki alternatywnej i popu. Nie lubię natomiast hip hopu, mimo wszelkich prób zaprzyjaźnienia się z tym gatunkiem muzycznym. Dziś chciałabym podzielić się z Wami kilkoma kawałkami, których zawsze chętnie słucham.

1. Chloe Howl "Rumor"
Ten kawałek chodzi za mną od kiedy po raz pierwszy usłyszałam go w Trójce. Piękna, naszpikowana emocjami piosenka. Podoba mi się głos wokalistki, czysty i niebanalny.



2. Ellie Goulding "Lights"
Piosenka, którą wszyscy znamy, mnie kojarzy się z bardzo szczęśliwym czasem w moim życiu:-)


3. Kult "Dziewczyna bez zęba na przedzie"
Ballada o nieszczęśliwej miłości ale Kazik ukazuje nam się w swym najlepszym wydaniu. Jedni go kochają, inni nienawidzą jednak właśnie za budzenie skrajnych emocji i niebanalność lubię Kazika.


4. T. Love "Bóg"
Na początku myślałam, że tytuł tej piosenki brzmi "Tak bardzo chciałbym...". Dopiero potem zauważyłam, że Muniek śpiewa o chęci nawiązania relacji z Panem Bogiem. Podobne odczucia miałam z piosenką "I Love You", która niekoniecznie mówi o miłości do dziewczyny, choć też tak można ją interpretować. Muniek przez kawałek "I Love You" chciał wyrazić miłość do...Polski.


5. Mela Koteluk "Wolna"
Tą wokalistkę bardzo lubię. Podoba mi się jej głos oraz świetne aranżacje piosenek. A "Wolna" jest moją ulubioną...


6. Michael Jackson "Beat It"
Mistrzostwo świata. Wszelkie dalsze słowa...zbędne.


Jakie są Wasze ulubione kawałki? Dajcie znać, chętnie posłucham....



piątek, 19 września 2014

Tangle Teezer - hit czy kit?

Pisałam kiedyś o złotej rybce spełniającej życzenia. Pamiętam, że wtedy prosiłam żeby mieć dobrze nawilżoną cerę. Wtedy rybka podarowała mi Dermogal:-) Tym razem marzyłam o pięknych, zdrowych włosach, mocnych i pełnych blasku. Tym razem złota rybka podarowała mi Tangle Teezer. Szczotkę, która szturmem wdarła się do blogosfery i stała się produktem kultowym. Tyle dobrego o niej słyszałam. Jestem nieco przewrażliwiona na punkcie moich włosów. Są długie ale też bardzo problemowe (klik) Moja stara szczotka była już zużyta do granic możliwości. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do Tangle Teezer. Głownie ze względu na wysoką cenę. Postanowiłam jednak spróbować. Skusiłam się na kupno wersji kompaktowej. Dla mnie jest bardziej praktyczna do klasycznej.


Spośród dużego wyboru kolorów zdecydowałam się na połączenie czerni z amarantem. Okazało się, że jest niezbyt poręczna. Trzeba się do niej przyzwyczaić. Na samym początku dwa razy wypadła mi z ręki. Obawiałam się też, że włosy będą się elektryzować pod wpływem silikonowych ząbków. Jednak te obawy minęły przy pierwszym użyciu. Świetnie masuje skórę głowy, nie psuje fryzury a kosmyki nie elektryzują się i są na swoim miejscu. Rewelacyjnie radzi sobie także z rozczesywaniem mokrych włosów. Nie plączą się i nie rwą. Zauważyłam też, że mniej ich wypada. Po dwóch miesiącach używania tej szczotki włosy są w dobrej kondycji, ładnie błyszczą i zwiększyły objętość. O wiele łatwiej się też układają. Rano zazwyczaj nie mam czasu na ich modelowanie, więc tylko myję i podpinam. Dawno nie byłam tak zadowolona ze stanu mojej czupryny. 



Jest to bardzo dobra szczotka. Fakt - droga ale jak najbardziej warta swojej ceny. Nie zamienię jej na żadną inną. Ponadto wersja kompaktowa zajmuje niewiele miejsca i łatwo zmieści się w torebce czy plecaku. 
Chyba warto od czasu do czasu poprosić złotą rybkę o spełnienie kilku życzeń:-)

Udanego weekendu:-)



sobota, 13 września 2014

Koszulka z "Butiku"


Sklep "Butik" chyba zna każda z nas. Osobiście bardzo lubię tą sieciówkę. Mają tam fajne ubrania w przyzwoitych cenach. Ponadto rzeczy są bardzo dobre gatunkowo. Dziś przez przypadek natknęłam się na tą bawełnianą koszulkę. 
 

Jedyny rozmiar jaki był to 34. Zdziwiłam się, kiedy odkryłam, że na mnie pasuję. Zazwyczaj noszę 36/38. Fajny pasiasty wzór i miły miękki materiał zachęciły mnie do kupna. Chyba najlepiej będzie pasowała do jeansów. Świetnie sprawdzi się w codziennym outficie. 



Cena wynosiła 29.99 zł. Bardzo fajny zakup, zwłaszcza za niewielkie pieniądze.

Udanej soboty:-)




czwartek, 11 września 2014

Greenland - masło do ciała z papają

Rzadko używam maseł do ciała. Praktycznie każdemu miałam coś do zarzucenia. Jedne mnie uczulały, inne nie zapewniały mojej skórze odpowiedniego poziomu nawilżenia. Po wielu nieudanych próbach zostałam przy balsamach. Kiedy byłam w Hebe i szukałam kolejnego dobrego mazidła, przypomniałam sobie, że kiedyś używałam kokosowego kremu do rąk marki Greenland. Pamiętam, że wtedy skusiło mnie słoiczkowe opakowanie. Z działania tego kremu byłam jednak bardzo zadowolona. Postanowiłam z tej firmy wypróbować masełko. Ma ono różne wersje zapachowe: jabłko, grapefruit i imbir, kokos itp. Ja wybrałam zapach papai. 


Zgrabna puszka zawiera 100 ml. kosmetyku. Zdziwiłam się, że w tak małym opakowaniu może znajdować się cała "setka". 




Okazało się jednak, że konsystencja jest bardzo treściwa, wręcz "sztywna", właśnie taka jaką powinno mieć masło. Łatwo się rozprowadza i jest bardzo wydajne. Zawiera mało kakaowe, masło shea, które uwielbiam, glicerynę i wosk pszczeli. Ma piękny owocowy zapach, który długo się utrzymuje. Pachnie nim nawet moja pościel i bielizna bo "kremuję się" na noc. Najważniejsze jest jednak to, że naprawdę dobrze nawilża. Żadne masło nie dawało do tej pory takich efektów. Jest to długofalowy rezultat, właśnie taki jakiego oczekuję. Wadą jest dosyć wysoka, jak na takie opakowanie cena. W regularnej sprzedaży wynosi ok. 20 zł. Jednak w promocji w Hebe nabyłam to masło za 7.50 zł. Okazuje się, że Greenland ma całkiem niezłe produkty. Lubię ich opakowania, bo wszystko mają zapakowane w słoiczki, nawet wspomniane na początku wpisu kremy do rąk. Nie trzeba maltretować i rozcinać tubki, żeby wydobyć resztę produktu a i tak sporo się jeszcze marnuje. 
Jestem ciekawa jak to masło sprawdzi się u mnie w zimie. Póki co, jestem bardzo zadowolona.

Ciao:-)

piątek, 5 września 2014

For Your Beauty - szczotka do mycia twarzy

Dzisiaj chcę podzielić się z Wami recenzją na temat szczotki do mycia buzi, którą kupiłam w Rossmanie. Mam ją od wiosny, czyli czas żebym o niej co nieco napisała. Do jej zakupu zachęciła mnie niska cena i dobre opinie na Wizażu. 


Jest solidnie wykonana z przezroczystego tworzywa. Niezwykle wygodna i poręczna. Włosie jest dosyć twarde i trzeba się do niego przyzwyczaić. Szczotka służy do dokładnego oczyszczania twarzy z resztek makijażu, złuszczania martwego naskórka i eliminowania zaskórników. Spokojnie może zastąpić peeling. 


Do zabezpieczenia włosia przeznaczona jest plastikowa nakładka. Ja myjąc buzię nakładam na szczotkę żel a następnie kolistymi ruchami wykonuję "peeling". Nie mam problemów z podrażnieniami, więc śmiało mogę ją stosować codziennie. Osoby ze skórą wrażliwą i suchą powinny jednak ograniczać jej używanie, gdyż szczotka może podrażniać. Po kilku miesiącach moja twarz wygląda bardziej promiennie. Znakomicie poprawia ukrwienie skóry. Jednak nie jest w stanie wyeliminować głębszych zaskórników. Z tymi, które są ulokowane płytko radzi sobie całkiem nieźle. Bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek. Mankamentem tej szczotki jest to że długo schnie. Podsumowując: szczoteczka znakomicie usuwa zanieczyszczenia, resztki makijażu i wyraźnie rozjaśnia twarz. Trzeba jednak utrzymywać ją w czystości, gdyż nieodkażana może stać się siedliskiem bakterii.


Używałyście tej szczotki? Jak się u Was sprawdziła?

Udanego weekendu:-)


czwartek, 28 sierpnia 2014

Jesienna aura

Trudno uwierzyć, że to już ostatni tydzień sierpnia. Jeszcze niedawno był czerwiec. Czas biegnie nieubłaganie. Lubię późne lato i wczesną jesień. Są kolorowe liście w lesie i parku, babie lato, herbata z miodem, aromatyczne świeczki, ciepłe sweterki, urocze apaszki. No i na nasze pazurki nakładamy jesienne barwy. Jedną z nich jest lakier Essie Wicked. Ten kolor od razu skradł moje serce.





Trudno jednoznacznie określić ten kolor. W świetle dziennym przybiera barwę czekolady deserowej, w sztucznym jest prawie czarny. Za to go właśnie najbardziej lubię.
Za co jeszcze lubicie jesień? 
 .
Ps. Uwielbiam tą piosenkę, kojarzy mi się właśnie z dobrą stroną tej pory roku:-)






poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sweet Saturday Night

Bardzo mnie cieszy, że w minioną sobotę dopisała pogoda. Ostatnio mam wrażenie, że słońce się na mnie obraziło. Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że podczas upalnych dni, które są już za nami witałam jego pojawienie się na niebie westchnieniem "Boże znowu wschodzi, znowu grzeje!!!" W zeszłym tygodniu, gdy wybierałam się na koncert w plenerze lało jak z cebra i było zimno. Podczas tego weekendu miałam w planach babski wypad ze szczególnym uwzględnieniem relaksującego spaceru. Na szczęście sobota okazała się pogodna i w miarę ciepła, w przeciwieństwie do wczorajszej niedzieli. Dziękowałam aniołom w niebiosach za ten jeden, jedyny ładny dzień.
Miałyśmy z przyjaciółką zamiar udać się do Pijalni Czekolady i Kawy Mount Blanc (klik), która w lipcu miała swoje otwarcie w Płocku. Lokal mieści się przy ulicy Tumskiej, którą Płocczanie zwykli nazywać "Salonem Miasta". 
Do przetestowania tej pijalni, mnie miłośniczkę czekolady nie trzeba długo namawiać.
Mają bogate menu, duży wybór różnego rodzaju pralin, czekolady w każdej postaci, z każdym możliwym dodatkiem. Ja zamówiłam czekoladę mleczną na zimno, z lodami kokosowymi, bitą śmietaną i likierem Malibu.





Przyznam, że  małe kolorowe figurki w kształcie zwierząt skradły moje serce. Mają tam również bardzo duży wybór opakowań prezentowych. Całości dopełnia szybka i bardzo miła obsługa. Mount Blanc jest idealne dla rodzin z dziećmi, na randkę i spotkanie z koleżankami.
Po słodkiej rozpuście zahaczyłyśmy o Stary Rynek, na którym miał miejsce Jarmark św. Bartłomieja. Odbywa się on każdego roku w Płocku. Można tam kupić wszystko: watę cukrową, artystyczną biżuterię, wyroby z jedwabiu.

Zauroczyły mnie te świeczki:-)


Lubię takie targi. Można wyszukać na nich naprawdę wartościowe rzeczy.

Udanego tygodnia:-)